Do G.
W zasadzie, to nie wiem, czemu do ciebie piszę. Nie zasługujesz na ani jedną literę, która wychodzi spod moich palców. Po prostu nie jesteś tego warta. Ale coś jednak zmusza mnie do tego, żeby napisać.
Na nerwy działasz mi już od dłuższego czasu. Z twoim fałszywym uśmiechem spotykam się prawie codziennie. Odzywasz się do mnie tylko wtedy, kiedy czegoś potrzebujesz. W inne dni jestem dla ciebie powietrzem. Albo jakimś piórkiem, któremu tak często każesz spierdalać.
Nie powinno się gardzić ludźmi. Nawet tymi najpodlejszymi. Ja tobą nie gardzę z innych powodów. Po prostu nie uważam, żebyś mogła sprowokować mnie teraz do myślenia o tobie. O kimś, kto nie reprezentuje sobą żadnego poziomu. Rzygam tym, co robisz, tym, co mówisz, tym, co myślisz. Wygląda na to, że rzygam tobą.
Nie jestem zwolennikiem przemocy. Nienawidzę, kiedy wymierzasz mi policzek. Zupełnie, jakbym był twoją własnością. Albo jakbyś była o mnie zazdrosna. Choć nie dałem ci do tego powodów. Nigdy nie miałaś prawa do tego, żeby mnie uderzyć. Nigdy również go nie otrzymasz.
Nie darzyłem cię jakąś specjalną sympatią. Po prostu byłaś, a ja
się do ciebie odzywałem. W pewnym momencie przesadziłaś. Bardzo mocno. Kolejny raz.
Jednak od czwartku postanowiłem przestać być tak pobłażliwy. Teraz będę
już konsekwentny. Może to okropnie infantylne, ale wiedz, że już więcej się do ciebie nie
odezwę.
Jakby to powiedzieć... to smutny koniec naszej znajomości. Na twoją własną prośbę.