wtorek, 26 marca 2013

Haft krzyżykowy

Do G.

W zasadzie, to nie wiem, czemu do ciebie piszę. Nie zasługujesz na ani jedną literę, która wychodzi spod moich palców. Po prostu nie jesteś tego warta. Ale coś jednak zmusza mnie do tego, żeby napisać.

Na nerwy działasz mi już od dłuższego czasu. Z twoim fałszywym uśmiechem spotykam się prawie codziennie. Odzywasz się do mnie tylko wtedy, kiedy czegoś potrzebujesz. W inne dni jestem dla ciebie powietrzem. Albo jakimś piórkiem, któremu tak często każesz spierdalać.

Nie powinno się gardzić ludźmi. Nawet tymi najpodlejszymi. Ja tobą nie gardzę z innych powodów. Po prostu nie uważam, żebyś mogła sprowokować mnie teraz do myślenia o tobie. O kimś, kto nie reprezentuje sobą żadnego poziomu. Rzygam tym, co robisz, tym, co mówisz, tym, co myślisz. Wygląda na to, że rzygam tobą.

Nie jestem zwolennikiem przemocy. Nienawidzę, kiedy wymierzasz mi policzek. Zupełnie, jakbym był twoją własnością. Albo jakbyś była o mnie zazdrosna. Choć nie dałem ci do tego powodów. Nigdy nie miałaś prawa do tego, żeby mnie uderzyć. Nigdy również go nie otrzymasz.

Nie darzyłem cię jakąś specjalną sympatią. Po prostu byłaś, a ja się do ciebie odzywałem. W pewnym momencie przesadziłaś. Bardzo mocno. Kolejny raz. Jednak od czwartku postanowiłem przestać być tak pobłażliwy. Teraz będę już konsekwentny. Może to okropnie infantylne, ale wiedz, że już więcej się do ciebie nie odezwę.

Jakby to powiedzieć... to smutny koniec naszej znajomości. Na twoją własną prośbę.

niedziela, 17 marca 2013

Jak rzyć, borze?

Do T.

Czasem zastanawia mnie, dlaczego jedni mają lepiej w życiu, a inni nieco gorzej. W tym przypadku to ja jestem osobą, której się lepiej wiedzie. Mam matkę, ojca, rodzeństwo. I, choć czasem nie potrafię tego docenić, cholernie boję się, co będę, kiedy mi ich zabraknie.

Równie cholernie (a może nawet bardziej) podziwiam osoby, które potrafią sobie poradzić w trudnych sytuacjach: poczynając od śmierci chomika, kończąc na wychowywaniu młodszej siostry. Naprawdę, jesteście wielcy.

Nieco mniej, aczkolwiek i tak, podziwiam osoby, które nie poddają się, kiedy coś im nie wychodzi. Zwykle mam słomiany zapał, choć nie zawsze. Ale na pochwałę zasługują ci, którzy zawsze realizują swe plany, nawet te najbardziej niecne, od A do Z, zgodnie z wcześniejszym schematem.

Najmniej podziwiam tych, którzy po prostu radzą sobie w życiu. Bez większych sukcesów, bez większych porażek. Żyją. Mimo to nie każdemu się to udaje. Są tacy, którzy rezygnują.

A przecież nikt nie mówił, że będzie łatwo!

piątek, 8 marca 2013

Jeden dzień Kobiety, cały rok Mężczyzny

 Do G.

Dziś Dzień Kobiet. Powiem szczerze, że jak widzę niektóre dziewczyny, to zastanawiam się, czy zasługują na to, aby dostać jakiegokolwiek kwiatka. Zero w nich subtelności, a co drugie słowo to "kurwa" (same siebie tak określają czy co?). Z kolei inne chyba myślą, że zasługują na jakieś drogie prezenty z tytułu bycia kobietą i stroją foszki, kiedy daje się im zwykłego kwiatka. A przecież liczy się pamięć i drobny gest.

W tym momencie wchodzi się również w temat lizodupstwa, które jest często obecne na arenie uczeń-nauczyciel. Kurczę, naprawdę nie wystarczy standardowe sto lat? Koniecznie trzeba kupować bógwiejakie prezenty? A najlepsze jest to, że taki przyzwyczajony belfer, zupełnie jak dziewczyny powyżej, również stroi foszki, jeśli nie dostanie jakiegoś upominku n-ty raz w ciągu roku. Według mojej skromnej opinii, to jest po prostu żałosne

No dobra, wszystkie formalności załatwione, więc oficjalnie rozpoczynam weekend. Zamierzam trochę przysiąść do nauki, bo czasu coraz mniej, a spraw do załatwienia coraz więcej. Tak sobie myślę, że za dwa miesiące nie będę się już widzieć z niektórymi ludźmi. W sumie trochę szkoda, bo mimo wszystko się do nich przywiązałem. Zobaczymy.

czwartek, 7 marca 2013

PWr

 Do Z.

Byłem wczoraj we Wrocławiu na dniach otwartych Politechniki Wrocławskiej. Udaliśmy się maleńką grupką na wydział chemiczny, do sali 220 (bodajże). Zaskoczyło mnie to, że w środku ten budynek jest tak zaniedbany. Obdrapane ściany strasznie rzucały się w oczy. Wewnątrz sali wykładowej ławki świetna atmosfera. Ławki... no właśnie. Poczułem się jak w gimnazjum, kiedy to namiętnie pisało się po blatach różne teksty. Ludzie, co się z wami dzieje? Takie rzeczy już nie pasują do studentów! Zostaliśmy przywitani przez samego dziekana, a następnie poprowadzone zostały dwa wykłady. Pierwsza występowała pani, która się doktoryzuje. Mówiła o biotechnologii, ale co drugie słowo wstawiała irytujące "yyy" i sprawiała wrażenie zupełnie nieprzygotowanej. Za to druga pogadanka była już nieco ciekawsza - prowadził ją jakiś doktor inżynier habilitowany chuje muje dzikie węże (tudzież róże). Trzecią częścią były pokazy. Strasznie denerwowały mnie niedobrane współczynniki, braki w substratach czy znak równości zamiast strzałki w równaniach reakcji. Mimo wszystko to było chyba najfajniejsze i najbardziej wartościowe, bo całkiem przydatne. Po spędzonej tam godzinie stwierdziłem, że przynajmniej 1/3 osób tam siedzących, przyszła sobie z nudów. Tak o, dla zabicia czasu ("Przeczytaj tę ulotkę i powiedz mi, co to jest ta biotechnologia, bo ty jesteś mądra", "- Jaki związek sodu jest używany do wypieku ciasta? - Sól kuchenna", ...). Reasumując, nie zachęcili mnie zbytnio do tego wydziału (bo liczyłem na coś o technologii chemicznej), ale i tak mi się podobało i zamierzam złożyć tam swoje papiery. Tym bardziej, kiedy okazało się, że próg punktowy na mój wymarzony kierunek ze 180 spadł do 90, czyli technicznie rzecz biorąc, dostały się osoby z przeciętnym wynikami matur z chemii i matematyki na poziomach podstawowych (!). Także tego, trochę do roboty i mam nadzieję zobaczyć siebie w przyszłym roku na tamtym wydziale - mimo że pani prowadząca powiedziała nam "do zobaczenia za dwa lata".

wtorek, 5 marca 2013

Z przyzwyczajenia

Do S.

Zastanawia mnie, jak wiele rzeczy w życiu robimy z przyzwyczajenia?

Codziennie rano budzisz się, odświeżasz, jesz płatki zbożowe na śniadanie i wkładasz swój ulubiony t-shirt. Z przyzwyczajenia. Później wychodzisz z domu, zamykasz drzwi na klucz i sprawdzasz trzykrotnie, czy na pewno zrobiłeś to, co właśnie przed paroma chwilami się dokonało. Z przyzwyczajenia. Dalej na klatce schodowej spotykasz jakąś osobę, z którą witasz się i wymieniasz skąpym uśmiechem. Z przyzwyczajenia. Po ośmiu godzinach pracy wracasz zmęczony do domu i od razu odpalasz telewizor. Wpatrujesz się w niego dość tępo, nie bardzo rozumiejąc, o czym mówi reporter. Z przyzwyczajenia. Patrzysz na zegarek: już późno! Szybko podnosisz się z kanapy i przygotowujesz spaghetti. Te same składniki, te same proporcje. Z przyzwyczajenia. Jeszcze na stole ustawiasz dwie świeczki, żeby - niby - było romantycznie. W końcu dzwoni dzwonek. Otwierasz, całujesz w usta, łapiesz za rękę, prowadzisz do salonu. Zjadacie wcześnie ugotowaną kolację. Udajecie się na kanapę. Trochę się śmiejecie, droczycie. Giniecie w swoich objęciach. W końcu wyznajesz, jak bardzo mocno ją kochasz. Niestety, mówisz to już tylko z przyzwyczajenia...

poniedziałek, 4 marca 2013

Mea culpa... Doprawdy?

 Do Z.

Czasami zastanawiam się, dlaczego niektórzy z nas interesują się życiem innych. Zaczyna się od niewinnej ciekawości, w końcu - niestety - dochodzi do pewnej obsesji.

Może ona kształtować się w różnych kierunkach.

Chcę wiedzieć o tobie... wszystko!
Co robisz, kiedy nie ma cię w szkole; gdzie jesteś, kiedy ciebie nie widzę; dlaczego ciebie nie ma i nawet nie raczyłeś mi o tym powiedzieć?! Do ku... nędzy, kim ja dla ciebie jestem, żeby opowiadać ci każdą minutę swojego życia? Kim TY jesteś dla mnie? A może: kim chciałbyś być? Nigdy nie zrozumiem, dlaczego niektórzy tak bardzo interesują się innymi ludźmi. W takim stopniu, że wysnuwają idiotyczne wnioski, które - oczywiście - mijają się z prawdą. Jakby tego było mało, to dzielą się nimi z innymi. I wchodzisz do tej szkoły. I wszyscy patrzą na ciebie jak na idiotę, może trochę z odrazą, ktoś tam spogląda ze współczuciem... W końcu twoja niedoszła dziewczyna ma HIV, a ty trzecią noc spędzasz poza domem, bo cię z niego wyrzucili.

Już wiem o tobie wszystko
Wiem, gdzie jesteś, co robisz, z kim robisz i dlaczego robisz to, co robisz. W końcu śledzę twoje wpisy na facebooku, wiadomości na tweeterze i opisy na komunikatorze. Przecież tak dobrze cię znam! Do ku... nędzy, uważasz, że mnie znasz, ponieważ przeczytałeś kilka moich wypowiedzi, wśród których pewnie 1/3 stanowiły emotikony albo wielokropki (de facto skierowane do takich jak ty)? Bardzo mi przykro, ale jesteś w błędzie. Hm, w sumie wcale nie jest mi przykro, bo sam wdepnąłeś w to gówno. Skoro twierdzisz, że wiesz o mnie tak dużo, to zachowaj niektóre te informacje dla siebie. To, że wiesz, wcale nie musi oznaczać, że wiedzieć muszą wszyscy. Jeżeli ty nie potrafisz uszanować cudzej prywatności, to chociaż spróbuj uwierzyć w to, że może inni potrafią, że może gówno ich obchodzi cudze życie?

Znam ciebie lepiej niż ty sam
Znam twoje myśli, zanim jeszcze na nie wpadniesz. Po prostu jesteś moim duchowym bratem, jesteśmy jak rodzeństwo syjamskie! Od twoich sąsiadów dowiedziałem się wielu rzeczy, o których nawet nie masz zielonego pojęcia. Czy wiedziałeś, że jak miałeś półtora roku, to wpadłeś to nocnika?! Do ku... nędzy, jesteś najgorszą gnidą, jaka może się przytrafić. To, że nie masz swojego życia, wcale nie musi oznaczać, że koniecznie chcesz pojawić się w moim. Jak dobrze przeczytałeś: MOIM. A "moje" oznacza, że należy do MNIE, nie do ciebie. Zajmij się czymś bardziej przydatnym, na przykład pomóż mamie w ogródku. Wydaje mi się, że to będzie znacznie ciekawsze hobby niż bycie moim fanem (albo kryptoantyfanem, choć z drugiej strony: po ch... takie osoby się wypowiadają na temat tych, których nienawidzą?).

Z tego wszystkiego wypływa bardzo prosty wniosek: zajmij się sobą.